29.10.2012

Renuencia

Niesamowite jest to, że zapomina się o ludziach, którzy kiedyś byli dla nas ważni. Tak samo było kiedyś z pewnym kolegą. Trzy albo cztery lata temu ostatni raz go widziałam. Przez cały poprzedni rok był w Polsce. Fakt, zadurzyłam się. Fajny chłop, w moim typie. Towarzystwo zauważyło, że coś się kroi. Już docinali, żeby poszedł ze mną na lody,a nie zbierał pieniądze na coś tam... Ale nic się nie wydarzyło, ponieważ trzy, albo cztery lata temu wrócił do Belgii..

Dlaczego o nim wspominam?

Przypomniałam sobie o nim, oglądając zdjęcia z wesela znajomej. Będę go nazywać Burger, albo Borsuk, albo Budyń. Znalazłam go na Facebook'u. Napisałam. Tak z ciekawości, jak mu się żyje, czy nie lepiej mu było w Polsce. Początkowo pisaliśmy jak kumple. Cieszyło mnie to. Nie oczekiwałam niczego więcej.

Nagle zaczął pisać mi komplementy. Że przez te trzy lub cztery lata strasznie wyrosłam, że bardzo wyładniałam, że zawsze uważał mnie za wyjątkową dziewczynę... Miło mi było, bo gdy dowiedziałam się o romantycznym uczuciu między BlueBell a jej Kretynem (przy okazji: Gratuluję :D), zachciałam takiego wielbiciela. Przez pierwsze dwa dni miałam motylki w brzuchu, byłam w siódmym niebie.

Ale potem zaczęłam o tym myśleć poważnie. Na co mi ta znajomość? Czy faktycznie chcę, żeby chłopak w którym durzyłam się trzy lub cztery lata temu pisał mi komplementy, gdy snuję plany na wyjazd do Wrocławia do Mojego Ideału? Burger spodobał się przyjaciółkom. Zaczęły mi zazdrościć takiego ładnego znajomego i w ogóle. Muszę przyznać, przystojny. Ma urodę Hiszpana, ma brązowe oczy. Ale: nie umie hiszpańskiego, nie umie grać na gitarze i jest zbyt otwarty.

W ciągu tych dwóch pierwszych dni po dodaniu go do znajomych, napisał mi dwa razy dwukropek i gwiazdkę. Potem napisałam mu coś, że mam kogoś na oku i zaczął mi dawać rady. Żebym uważała, bo kiedyś jedna "lala" namieszała mu w życiu. Żebym się zbytnio nie angażowałam. Żebym nic nie robiła gdy nie jestem pewna uczuć drugiej osoby. Zaczął mi się zwierzać...

Nie lubi też sportu. Nie traWię ludzi, którzy nie lubią sportu. Ja sama nie przepadam za nim aż tak, żeby zawsze, wszędzie gdzie tylko mogę go uprawiać, ale uwielbiam oglądać mecze. Albo jak grają hiszpańskie kluby, albo jak "dają łupnia" Polskiej Reprezentacji. O meczach smsuję z Ideałem. Wymieniamy różne spostrzeżenia na temat błędów sędziów, albo o faulach. Ale Borsuk nie lubi sportu. Tłumaczył się tym, że umie masować. Ale co z tego!? Ja mam tatę masażystę, a więc chłopaka masażysty nie potrzebuję.

Ogółem, zachowanie Burgera wydaje mi się chore. Nie widział mnie trzy lub cztery lata, pisze mi komplementy, między nami jest 1400 km, ewidentnie zarywa, zwierza mi się ze swojego życia i zapewnia, że przyjedzie do Polski na wakacje, by mnie zobaczyć i posłuchać jak gram na pianinie.

Ja już nie wiem co myśleć o tym Budyniu.

Wiem, że ten post jest negatywny. Że źle go oceniam itd. Wygląda chyba nawet, jakbym pałała do niego nienawiścią.Ale ja nie chcę, aby ktoś mieszał mi w sercu, gdy próbuję się skupić na Moim Ideale, który zaprosił mnie do siebie na sanki!

Jak mam się zachować? Co mam zrobić?

_______________________


Zasady: 

1. Zamieść baner w poście odpowiadającym na tag. 
2. Napisz, kto Cię otagował i zamieść zasady zabawy. 
3. Odpowiedz na wszystkie pytania. 
4. Zaproś do zabawy 5 innych blogerek.



Zostałam klepnięta przez Królik. Dziękuję :D


1. Ile czasu prowadzisz bloga i jak często publikujesz posty?

Tego bloga zaczęłam prowadzić od 25.09.2012. Posty staram się publikować co tydzień. Ogółem blogować zaczęłam trzy albo cztery lata temu.

2. Ile razy dziennie zaglądasz na bloga i czy robisz to w pierwszej kolejności?

Kiedy wchodzę na internet, pierwsze to patrzę na Facebooka, ale blog jest równie ważny. Odwiedzam go kiedy tylko mogę. Skoro WiFi jest w szkole... :D

3. Czy Twoja rodzina i znajomi wiedzą o tym, że prowadzisz bloga?

Rodzeństwo wie że mam. Znajomi też wiedzą. Ale adresu nie znają.

4. Posty jakiego typu interesują cie najbardziej u innych blogerek?

Problemy miłosne, opowiadania, wiersze... Takie, które obudzą moją romantyczną duszę :)

5. Czy zazdrościsz czasem blogerkom?

Czasami zazdroszczę, że nie potrafię tak ładnie opisać to, co się dzieje dookoła mnie. Gdy coś napiszę, sprawdzam to 5-10 razy, bo nie chcę męczyć czytelników moim "skrótowym myśleniem".

6. Czy zdarzyło Ci się kupić kosmetyk tylko po to, by go zrecenzować?

Nie. Nie mam takiego celu. Nigdy nie recenzowałam kosmetyków i wątpię, czy to kiedykolwiek zrobię.

7. Czy pod wpływem blogów urodowych kupujesz więcej kosmetyków, a co z tym idzie, wydajesz więcej pieniędzy?

Nie. Nie kupuję kosmetyków. Korzystam z tego, co mama ma w kosmetyczce :)

8. Co blogowanie zmieniło w Twoim życiu?

Gospodarowanie czasu. Wyznaczanie rzeczy ważniejszych. Podbudowywanie duszy innych. Pomaganie przy każdej okazji. Myślenie w sposób "inny". 

9. Skąd czerpiesz pomysły na nowe posty?

Opisuję to, co się dzieje. Moje problemy. Nie muszę szukać. Wszystko samo się objawia.

10. Czy miałaś kiedyś kryzys w prowadzeniu bloga tak, że chciałaś go usunąć?

Nie. Prędzej zapominałam o blogu i zostawiałam go samemu sobie. Zaniedbywałam go. Nie wiem, czy to czasem nie jest gorsze od usunięcia bloga.

Co do klepnięcia... Chyba pozostawię to bez wyboru. W blogowaniu jestem nowa i nie znam tak wielu osób, które chciałyby się w to "bawić" :)

___________________

Przepraszam, że ten post jest taki długi, ale pisałam go w przypływie emocji, a klepnięcia nie mogłam zignorować.

22.10.2012

Mi Ideal III

      Marzenia się spełniają?

Zostało ostatnie auto. Większość zakupionych rzeczy na Podkarpaciu, siłą zostały do niego wciśnięte.  Zostawili nam część, ale wiadomo było, że wszystkich przed końcową datą ważności nie zużyjemy. Pięcioosobowa rodzina nie ma wielkich wymagań żywieniowych.
Ja w tym czasie tuliłam dwie dziewczynki w wieku 5-ciu i 3-ech lat. Płakałam. Zawsze płaczę. Nie było takiej sytuacji, żebym nie płakała, jak ktoś wyjeżdżał. To były ostatnie chwile mojego szczęścia. Nie chciałam ich zmarnować. Nie mogłam...
Gdy rodzice dziewczynek zobaczyli mnie, zrobili małą naradę z moimi rodzicami.
"Może pojedziesz z nami?" - te słowa spadły na mnie jak grom z nieba. Pojadę. Na trzy tygodnie. Do miasta, gdzie znajduje się Mój Ideał. Dziewczynki nalegały: "Pojedź z nami. Będzie fajnie. Za chwilę cię szybko spakujemy. Anga, zgódź się!" W chwili, gdy miałam wyrazić zgodę, wyskoczyła moja mama. "Ale przecież w poniedziałek idziesz do dentysty!". Poniedziałek był za dziewięć dni. Przez te dziewięć dni mogło się tyle wydarzyć... Dziewczynki rozpłakały się jeszcze bardziej. Ich rodzice bardzo się zmartwili. Cóż, nie miałam innego wyjścia. Musiałam zostać. Musiałam to przecierpieć.
Gdy auto z rejestracją dolnośląską wyjechało, przyjechali inni. Z Zabrza. Podobno się we mnie zakochał jeden z odwiedzających. Ale mnie to nie obchodziło. Dzieciaki obiecywały, że to prawda. Ale jak mogłabym szukać pocieszenia u chłopaka, z powodu chłopaka?
Z bólem serca przeżyłam te dziewięć dni. Byłam wściekła. "Dlaczego? Dlaczego akurat teraz muszę iść do tego dentysty?"  Przez te dziewięć dni walczyłam ze swoimi myślami. Cały czas powracałam do Wrocławia, do tych magicznych rzeczy, które się wydarzyły w moim domu, na moim podwórku...

Nadszedł długo wyczekiwany poniedziałek. Po wizycie u dentysty migiem znalazłam się w domu i jeszcze szybciej zaczęłam pakować ubrania na pozostałe dwa tygodnie. Przecież będę mieszkać w wielkim mieście. Nie mogę wyglądać, jakbym urwała się ze wsi, choć niestety tak jest. Rodzice nauczyli mnie dobrych manier, ale czasami, jak złapie mnie głupawka... Pozostawię to lepiej bez komentarza :)

O 22 autobus ruszył. Przez całą noc jechałam do Wrocławia. 400 km. By spotkać swój Ideał...

Napisałabym tu, co się działo codziennie. Ale wątpię, by to kogoś interesowało. Mogę was jednak zapewnić, że codziennie Go widziałam. To ja byłam u niego, to on u mnie (u mnie, czyli w miejscu w którym kwaterowałam), raz się na mieście spotkaliśmy. Odwoził mnie motorem. Fotografowaliśmy Fontannę Wrocławską. Byliśmy w kinie, na kręglach, w Aquaparku... Nigdy nie zapomnę, jak stał nade mną, i pilnował, bym zjadła kiełbasę, albo jak nalegał, abym usiadła w autobusie. Strasznie się mną przejmował i pilnował, aby nic złego mi się nie stało. To takie słodkie...
Najmilej wspominam naszą konwersację SMS o meczu FC Barcelona : Real Madryt. Każdą akcję komentowaliśmy, każdego gola świętowaliśmy. Nigdy wcześniej nie pisałam z nikim z takim zapałem... Nawet na EURO2012, gdy wygrałam zakład z kolegą. Nie było tej... Iskry. Między mną a Nim wystąpiła...
Niestety, nadszedł czas pożegnania. Dzieci zaczęły płakać, udusiły mnie niemal, bo stwierdziły, że beze mnie nie będą żyć. Chciałabym mieć te słodziaki przy sobie, ale po dłuższym czasie przebywania z nimi stwierdziłam, że malutkie dzieci są strasznie wymagające. Mimo to, będę miała ich trójkę :)
Z Nim pożegnanie wyglądało trochę inaczej niż poprzednio. Rodzice stali dookoła, więc podaliśmy sobie tylko ręce. Nie chciałam tak. Nagle przytuliłam Go. Wystraszył się chyba. Ale nie odepchnął mnie. Te 3 sekundy miały w sobie ... Magię. Chciałabym, aby owa Magia otaczała mnie co dzień. Brakuje jej w mojej szarej codzienności...
Obecnie nie mamy ze sobą dobrego kontaktu. Piszemy tylko o meczach. Czasami spytam co u niego, ale on rozmowy nie pociągnie. Może zbytnio się narzucam? Prawdopodobne jest to, że przyjadę do Niego na ferie zimowe. Może wtedy znów odnajdę blask jego dawnych oczu? Może znowu będzie mnie pilnował jak "oczka w głowie" ?

15.10.2012

Mi Ideal II


Czy ludzie z przeszłości, wpływają na naszą przyszłość?

Na początku wakacji wymyśliłam sobie idealnego faceta. Musi mieć śniadą skórę, ciemne włosy i brązowe oczy. Musi umieć grać na gitarze i mówić trochę po hiszpańsku. Nie wiem czemu taki, ale chcę takiego  i będę takiego szukać.
W te wakacje ON pojawił się znowu. Po trzech latach. Bardzo się zmienił. Oprócz niego było też pięć innych dzieci. Najmłodszy był dwuletni. On cały czas się nim opiekował. Nie miał innego wyjścia. Młody nie odstępował go na krok.
Po dwóch dniach maluszek przyczepił się do mnie. Na zmianę Ja i On musieliśmy się nim opiekować. Inne dzieci się śmiały, że maluszek zacznie na nas wołać "Mama" i "Tata". Mnie to nie przeszkadzało. Nawet słodkie mi się to wydawało. Ale miałam wrażenie, że on może poczuć się zakłopotany. :)
Gram na fortepianie. W domu mam pianino i siłą perswazji oraz siłą fizyczną (zaciągnęli mnie, popchnęli itp.) zmusili mnie, abym coś im zagrała.
Nienawidzę tego... grania. Mam wtedy wrażenie, że wszyscy oczekują ode mnie doskonałości. A ja czuję się jakbym się popisywała... To złe uczucie...
Najpierw wzięłam Chopina. Utwór większość znała, wszyscy klaskali. Chcieli więcej. Zagrałam im Yiruma - River flows in you. Zakochali się w tym. Najbardziej się to spodobało Jego mamie. Chciała nuty. Wydrukowałam jej. Innym przesłałam melodię na telefon. Potem do końca ich pobytu co 5 minut ktoś tę nucił lub puszczał na telefonie.
Gdy graliśmy w karty (codziennie w tysiąca do północy), On powiedział, że nauczy się tego grać na gitarze. Byłam w siódmym niebie. Specjalnie dla mnie, On nauczy się tego utworu. Mojego ulubionego utworu...
Nadszedł czas pożegnania. Te dwa tygodnie szybko minęły. Choć i tym razem przypomnieli sobie o Rambo, nie dałam się. Jeden dzień całkowicie ich ignorowałam. To coś dało. Jednakże znaleźli sobie nowe przezwisko i końca ośrodka wołali na mnie Anga. To bardziej zniosłam. 
Gdy mieli wyjeżdżać, On wyciągnął aparat i zaczął robić zdjęcia. Nigdy się nie chowałam, ale tym razem byłam nieprzygotowana. Na każdym kroku miałam zdjęcie. I to takie niefajne zdjęcie... Tylko na dwóch pokazałam swoją twarz. Na koniec miałam zagrać Yirumę. Nagrał mnie. Nie lubię jak mnie słuchają i nagrywają. Czuję się wtedy źle. Ciekawi mnie teraz, czy ogląda ten film, czy nie...
Na pożegnanie, zamiast uścisku dłoni przytulił mnie. On. Ja nic nie musiałam mówić, prosić... To było nieziemskie uczucie. Całe szczęście rodzice tego nie widzieli, bo by się zaczęły jakieś komentarze.
Jak wyjechali, deszcz zaczął padać. Czyżby natura była ze mną?

3.10.2012

Mi Ideal cz. I

     Czy można spotkać swój ideał ze snów?

To się wydarzyło trzy lata temu. Wtedy zaczęliśmy przyjmować znajomych i znajomych znajomych na tydzień lub dwa w naszym domu. Pierwszy ośrodek, który u nas gościł, był z Wrocławia. Przyjacie lmojego taty z czasów kawalerskich go zorganizował.
Przyjechały cztery auta. Szesnaście osób. Siedem dzieci. Najmłodsze miało cztery lata, a najstarsze dwanaście. Najstarszy był w moim wieku. 
Jak pierwszy raz wyszedł z samochodu i stanął na naszej kostce, miał buto-rolki. Pamiętam to dokładnie, gdyż zamiast się przywitać z gospodarzami, w tym ze mną, od razu pojechał za innymi dziećmi, które już masakrowały naszą trampolinę. Ja wtenczas stałam przy moich rodzicach. Byłam przerażona ogromem ludzi, którzy będą kwaterować u nas przez całe dwa tygodnie. Ale cieszyłam się.  Były to wakacje pomiędzy klasą piątą a szóstą szkoły podstawowej. W końcu coś się będzie działo. 
Oni przyjechali w sobotę. Wiem, bo na następny dzień, jak w każdą niedzielę, pojechaliśmy na spotkanie, na którym wujek miał wykład. Wspomniał o człowieku, który bał się Rambo. Potem okazało się, że Rambo, to była jego żona. 
Od tego momentu dzieci wołały na mnie Rambo. Przez calutki pobyt tak na mnie wołali. Dlaczego? Pewnie przez to, że strasznie pilnowałam naszej trampoliny. Nie chciałam, żeby ją zniszczyli. A i tak do tego doszło. Niestety. Byłam strasznie zła. Przez kilka dni byłam załamana, ale naprawili ją. Nie wiem jak to zrobili, ale naprawili ją.
Najstarszy próbował mnie wtedy rozśmieszyć. Tańczył do "Poker Face'a" Lady Gagi. Udawało mu się. Gdy chmury znikały znad mojej głowy, przychodziły bachory i znów mnie denerwowały przez wołanie na mnie Rambo. On dołączał się do nich. Miałam mieszane uczucia. Jak można być takim dwulicowym człowiekiem? Gdy teraz spoglądam wstecz myślę : "W sumie to nie dziwne. Przecież miał 12 lat. Wtedy się poważnie nie myśli. Jeszcze..."
Mimo to, podobał mi się.  To był całkowity kontrast mnie. Ciemne włosy, ciemna skóra... Charakter idealnie dopasowany do mojego. W miarę kumaty jak na swój wiek. Miał cudny uśmiech. Oczy śmiały się razem z nim. Mało kto tak ma. Najczęściej tej iskierki w oku się nie ma. Ale tu była.
Co chwilę grał w "Milionerów" na komórce. Praktycznie każda wolną chwilę wykorzystywał na tą grę. Jak coś wiedziałam, to mu podpowiedziałam. Chyba raz, wspólnymi siłami udało nam się wygrać. Ktoby pomyślał, ze dwójka dwunastolatków wygra "Milionerów" na komórce? :)
To lato zmieniło moje życie. Po ich wyjeździe czułam się pusto. Wszędzie było cicho... i smutno. W końcu udało mi się przyzwyczaić do tej ciszy, która zawsze była, jest i będzie. Przez cały rok szkolny myślałam o nim. Opowiedziałam mojej paczce i razem napisałyśmy "komedię romantyczną", jak będzie wyglądać nasze wspólne spotkanie na wakacjach za rok. :)
Od tamtego czasu Wrocław zawsze przyjeżdżał. Gościliśmy też znajomych z Rudy
Śląskiej, Częstochowy, Zabrza, ale oni przyjeżdzali jednorazowo. Na każdych wakacjach gościliśmy przyjaciela rodziców, jego znajomych, oraz znajomych znajomych z Wrocławia...
Ale On nie przyjechał. Na następne wakacje też nie. Było mi smutno. Przyjeżdżaly te dzieci, które były z nim trzy lata temu. Przypominali mi o nim. Włali na mnie Rambo i nikt mnie wtedy nie rozśmieszał...

 W Gimnazjum zdążyłam o nim całkowicie zapomnieć...